Skip to main content
Home » Sylwetki pacjentów » Cukrzyca to nie wymówka
Sylwetki pacjentów

Cukrzyca to nie wymówka

Marta Wiśniewska „Mandaryna”

Artystka, pacjentka z cukrzycą typu 1, która pomimo choroby realizuje swoje pasje

Nie przepadam za nią, ale wiem, że skoro ją mam, to musimy się jakoś „dogadać”, po to, żeby nie pozbawiała mnie spontaniczności – o swojej codzienności z przewlekłą chorobą opowiada Marta „Mandaryna” Wiśniewska. Tancerka i piosenkarka od ponad 20 lat zmaga się z cukrzycą typu 1.


Przed udziałem w „Azja Express” musiała pani zaplanować wyjazd pod kątem choroby. Jak wygląda przygotowanie do innych dużych wyzwań – tras koncertowych czy intensywnego sezonu – by zminimalizować ryzyko problemów z cukrem?

Jestem raczej osobą dość spontaniczną i jeśli wpadam na jakiś pomysł, to działam. Nie muszę planować niczego z dużym wyprzedzeniem ze względu na chorobę, bo ja życie z cukrzycą mam po prostu zaplanowane na co dzień. Chodziło o to, żeby w tych ciężkich warunkach było po prostu wygodniej, bezpieczniej i bardziej higienicznie. Ważny był też ten ciągły monitoring, dzięki któremu wiedziałam, jak się czuję. Do dziś jestem na pompie i jak na razie jestem z niej bardzo zadowolona.

Jak systemy monitorowania glikemii wpływają na komfort życia?

W moim przypadku to się fajnie sprawdza. Bardzo ułatwia mi funkcjonowanie. Dawniej, bez tych systemów monitorowania, panowanie nad chorobą było trudniejsze. Teraz wiem z wyprzedzeniem, czy te cukry mi spadają, czy rosną. Jestem bardziej świadoma tego, jaką mam glikemię, kiedy jestem w ruchu, czyli gram koncerty, ćwiczę, tańczę. To jest bardzo istotne w cukrzycy. Mój system działa w obiegu zamkniętym.

Pompa reaguje na to, kiedy cukry nie mieszczą się w jakichś ramach – albo się zatrzymuje, albo dostarcza mi insulinę, żeby wyrównać ten poziom.

Na glikemię wpływają też stres i emocje. Czy zauważa pani różnicę między sytuacjami ekstremalnie stresującymi w życiu a adrenaliną towarzyszącą występom scenicznym?

Adrenalina i ekstremalne sytuacje rzeczywiście powodują to, że cukier rośnie. Natomiast codzienny stres nie wpływa na mnie jakoś szczególnie. Większe znaczenie ma raczej ilość jedzenia, które w siebie wkładam (śmiech).

Bliscy i rodzina potrafią reagować na potrzeby związane z chorobą. Jak wyglądała nauka tej „cukrzycowej czujności” i jak przygotowuje pani osoby z otoczenia na sytuacje awaryjne?

Nigdy nie robiłam jakiegoś typowego szkolenia cukrzycowego. Ludzie w moim otoczeniu interesują się tym, dopytują, jak się przygotować na takie awaryjne sytuacje, więc są poinformowani o tym, że jestem chora i jak reagować. Poza tym pracuję ze swoimi dziećmi i one przebywając ze mną na co dzień, są już świadome tego, co się ze mną dzieje. Z Fabką byłam w Azji, więc dokładnie wiedziała, co robić. Na szczęście nigdy nie było takiej sytuacji, że zemdlałam czy czułam się bardzo źle. Jeśli czekają mnie jakieś większe wyzwania albo wyjazdy, to biorę ze sobą glukozę w saszetce. Zawsze mam zapasowe wkłucie do pompy i zapasowy sensor, na wypadek, gdyby coś się odpięło czy nie zadziałało. Wystarczy za mocno machnąć ręką albo zahaczyć spodniami, żeby wkłucie się wypięło.

Fot.: Fabienne Wiśniewska

Ekstremalne warunki – upał, brak snu, wysiłek – to duże wyzwanie. Czy doświadczenia z tym związane zmieniły pani spojrzenie na własne granice fizyczne i psychiczne?

Udowodniłam sobie, że mogę więcej i że bez uszczerbku na zdrowiu mogę sięgać po co chcę. Ograniczenia są tylko w mojej głowie, a nie w fakcie, że mam cukrzycę. Nie lubię usprawiedliwiać się chorobą, to jest takie „nie moje”. Ja dostosowałam siebie do cukrzycy i cukrzycę do siebie. Oczywiście, trzeba być świadomym, że choroba jest, zawsze to gdzieś siedzi z tyłu głowy, przypomina o tym chociażby ten sprzęt, który jest do mnie przyczepiony. Natomiast nie warto jej się tak poddawać, żeby zmieniać swoje życie. Przykładem mogą być wspaniali sportowcy: tenisiści czy kajakarze, którzy chorują na cukrzycę.

Pani aktywny tryb życia i podejście do choroby są dowodem na to, że cukrzyca nie musi ograniczać. Zapytam więc przewrotnie nie o to, co choroba pani odebrała, ale co dobrego przyniosła?

Stałam się bardziej świadomą osobą: świadomą siebie, swoich potrzeb. Może odrobinę bardziej się przytuliłam.

Cukrzyca nauczyła mnie, żeby poznać siebie bardziej, nie tylko jeśli chodzi o funkcjonowanie w chorobie, ale też o jakieś swoje granice. Fakt, wolałabym być zdrowa – gdyby była taka możliwość, to pierwsza stałabym w kolejce po nową trzustkę (śmiech). Nie mogę więc chyba powiedzieć, że zaakceptowałam cukrzycę. Nie przepadam za nią, ale wiem, że skoro ją mam, to musimy się jakoś „dogadać”, po to, żeby nie pozbawiała mnie spontaniczności. Od kiedy choruję, nie mam żadnych powikłań, z czego bardzo się cieszę. Raczej niczego sobie nie odmawiam. Żyję dość sportowo, więc tak czy inaczej dbałabym o dietę. Nie jem białego pieczywa i jakichś tłustych rzeczy. Może jedynie bardziej odmawiam sobie słodyczy, chociaż przyznam, że mam ukrytą szafkę i czasem do niej zaglądam. Po prostu wiem, że do jakiegoś smakołyku muszę podać sobie więcej insuliny. I to w sumie tyle. Choroba mnie nie ogranicza.

Next article