Home » Sylwetki pacjentów » Cukrzyca to ciągła walka z ludzkimi słabościami
Sylwetki pacjentów

Cukrzyca to ciągła walka z ludzkimi słabościami

słabościami
słabościami
Fot.: OLSZANKA/EAST NEWS

Michał Figurski

Polski prezenter i producent radiowo-telewizyjny, dziennikarz muzyczny i konferansjer

W jakich okolicznościach dowiedział się pan o chorobie?

Byłem wtedy jeszcze młodym chłopakiem, choroba dała o sobie znać zaraz po maturze. Zaczęło się od potwornego pragnienia, którego nie była w stanie zaspokoić żadna ilość płynów. Potem nastąpiło gwałtowne chudnięcie, które doprowadziło mnie do wagi 60 kg przy wzroście 194 cm. Kiedy trafiłem do szpitala byłem tak wychudzony i osłabiony, że najpierw zrobiono mi test na HIV, żeby wyeliminować ewentualne zakażenie. Pojawiła się też śpiączka ketonowa spowodowana zbyt wysokim stężeniem cukru we krwi. Wykonano odpowiednie badania i okazało się, że jestem chory na cukrzycę.

Jak pan przyjął tę diagnozę? Był szok i nerwy czy raczej racjonalne i spokojne podejście do tematu?

Szok był ogromny. Wcześniej nie słyszałem o tej chorobie, wraz z diagnozą nazwę tej choroby usłyszałem po raz pierwszy w życiu. Nie miałem najmniejszego pojęcia z czym wiąże się ta dolegliwość, z czego się bierze i czym grozi. Wtedy nie miałem nawet pojęcia, że mój organizm posiada coś takiego jak trzustka, a co dopiero mówić o produkcji insuliny, jednostkach chlebowych, hipoglikemii i pozostałej terminologii, która dziś wydaje mi się oczywista. Pamiętam, że w szpitalu przyniesiono mi książkę o cukrzycy profesora Tatonia, ale to był wtedy dla mnie tak odległy temat, że równie dobrze mógłbym zgłębiać podręcznik sinologii! Szkolenie dietetyczne wyjaśniające jak liczyć jednostki było równie zawiłe i lakoniczne. Powtarzano mi tylko, żebym nie jadł i nie pił słodkiego, bo mogę oślepnąć i mieć problemy z nerkami… I z taką ograniczoną wiedzą wypuszczono mnie do domu – miałem w miarę uregulowany poziom cukru i podstawową umiejętność obsłużenia strzykawki. Pozostałą wiedzę przekazywali mi inni pacjenci, którzy twierdzili, że z cukrzycą da się żyć – raz na jakiś czas można sobie nawet pozwolić na ciasteczko, czekoladkę, piwo czy kotleta, byleby „ostrzyknąć się” prawidłową dawką insuliny.

Nikt tak naprawdę nie pokazał mi czym grozi retinopatia, neuropatia czy stopa cukrzycowa. Innymi słowy, nikt wtedy nie przestraszył mnie porządnie i nie pokazał, jak śmiertelnie poważny mam problem ze zdrowiem.

Z jakimi ograniczeniami i przymusami łączy się pana choroba?

Przede wszystkim trzeba nauczyć się żyć ze świadomością, że jest się obciążonym nieuleczalną chorobą, która pozostaje z nami do końca życia. Mając na głowie takie obciążenie, w człowieku rodzi się złość, bunt i anarchia oraz naiwne przekonanie, że akurat jego nie dotyczą wszystkie zagrożenia i powikłania. Ponieważ cukrzyca nie boli, a zaniedbana nie daje prawie żadnych widocznych objawów, choremu wydaje się, że żyjąc po staremu i nie trzymając żadnych reżimów dietetycznych, higienicznych i ruchowych, nie wyrządza sobie żadnej krzywdy i może w tym stanie dożyć sędziwej starości. Niestety, dopiero po latach przychodzi wielka kumulacja wszystkich wcześniejszych zaniedbań. Tylko że wtedy na ogół jest już za późno na jakąkolwiek profilaktykę. Dlatego właśnie cukrzycę nazywa się „cichym zabójcą”.

Jak dużą zmianę w pana życie wniosła ta choroba?

Przede wszystkim pojawia się świadomość ogromnej odpowiedzialności za własne zdrowie, która przychodzi niestety bardzo późno i jest okupiona wielką liczbą rozczarowań i nauczek. Człowiek musi zmierzyć się z bardzo trudną nauką samodyscypliny, systematyczności i ciągłej walki z ludzkimi słabościami. To trochę taka wieczna dieta, w której stawką nie są utracone kilogramy, a własne zdrowie i życie. Nikt nie lubi zmieniać swoich nawyków i sposobu wygodnego życia, ale ta choroba w tej kwestii nie uznaje żadnych kompromisów. Każda próba jej przechytrzenia kończy się fiaskiem. Z biegiem czasu każde – dosłownie każde – zaniedbanie przypomni o sobie zdrowotnymi konsekwencjami. Dlatego też tak istotna jest ciągła kontrola i regularne badania lekarskie. To jedyny sposób żeby nadążać za swoją chorobą, a nawet utrzymywać nad nią bezpieczną przewagę!

Czy pan ma do siebie „pretensje” o zbyt późne zdiagnozowanie choroby?

Mam do siebie wiele pretensji o rożne zaniedbania, ale z drugiej strony jestem człowiekiem, który nie rozrywa szat utyskując nad popełnionymi błędami. To marnotrawstwo sił i czasu. Myślę, że przede mną jeszcze sporo lat ciekawego życia. Te dotychczasowe lata traktuję jako notoryczną naukę jak te pozostałe przeżycia jak najlepiej i najefektywniej.

Next article